Tajlandia to raj dla miłośników pięknych widoków, wspaniałego jedzenia i relaksu! Znajdziesz tu nie tylko niezapomniane krajobrazy, ale i ultranowoczesne budynki stojące tuż obok buddyjskich świątyń, mini markety z najlepszym street foodem pod słońcem i plaże wyjęte niczym z rajskiego obrazka. A do tego zażyjesz niezapomnianego masażu i odczujesz na własnej skórze ogromną gościnność i dobroć Azjatów! Po prostu witaj w raju i korzystaj z tego, co najlepsze!
Wybierając się na urlop do Krainy Uśmiechów mieliśmy już jakiś skromny plan naszych działań sporządzony po wielogodzinnych poszukiwaniach prawdziwych perełek na innych blogach, w programach przyrodniczych czy przewodnikach, ale i tak musieliśmy przeżyć wszystko na własnej skórze. Dlatego stworzyłam dla Was krótką, subiektywną, listę najważniejszych doznań i niezapomnianych przeżyć, które sprawiły, że ten wyjazd był tak niezapomniany. Ta lista to taka Tajlandia w pigułce - korzystajcie do woli:
1. Iść na tajski masaż
W Tajlandii na każdym rogu spotkać można salon masażu, a jego bogata historia sięga niemal czasów Buddy. Masaż tajski to masaż głęboki, łączy w sobie elementy jogii, refleksologii, rozciągania i akupresury. Mówiąc krótko jest czymś na pograniczu przyjemności i bólu i warto przekonać się o tym na własnej skórze. Ja byłam nim absolutnie zachwycona, bo zwykły masaż relaksacyjny niestety zupełnie mnie nie odpręża. Masaż tajski, mimo, że momentami nieco bolesny, był też cholernie odprężający. Zdecydowałam się przede wszystkim na masaż stóp oraz nóg i był to strzał w dziesiątkę. Cena masażu godzinnego waha się od 100 do 400 bahtów w zależności o wybranej części ciała. Ja wiem, że po podróży na pewno wrócę na ten masaż w Łodzi.
2. Przejechać się tuk-tukiem
Tuk-tuk to nic innego jak autoriksza, czyli trójkołowe narzędzie szatana 😂 bardzo głośny, szybki i dość specyficzny środek transportu powszechnie stosowany w Tajlandii i innych krajach azjatyckich. Nie wyobrażam sobie wybrać się w podróż do Azji i choć raz nie udać się na przejażdżkę tuk-tukiem, to po prostu świetny sposób, bo naprawdę poczuć klimat tego miejsca. Tuk-tukiem dostaniecie się wszędzie dość szybko, bez zbędnego stania w korkach, a te są w Tajlandii dość powszechne. Podróżowanie tuk-tukiem do najtańszych nie należy, ale gwarantuje skok adrenaliny i dość sprawne dostanie się do każdego miejsca. Zanim zdecydujecie się wsiąść do jednego z nich koniecznie ustalcie z góry cenę przejazdu. Co ważne, będąc w Bangkoku, nie liczcie, że kierowcy zejdą poniżej ceny startowej 150 bahtów za osobę. Cenią się i wiedzą, że często turyści zmęczeni upałem i długimi korkami, i tak zdecydują się na przejażdżkę tym szalonym pojazdem.
3. Przepłynąć się long boat taxi
Zarówno w Bangkoku jak i wokół wysp znajdziecie typowe dla Tajlandii long boaty, czyli długie drewniane łodzie, które służą do poruszania się po kanałach i rzekach Bangkoku i zatoczkach tajlandzkich wysp. To fantastyczna forma podróżowania, czasami jedyna dostępna. Na Phi Phi na próżno szukać samochodów, po mieście poruszają się jedynie skutery, a wokół wyspy najszybciej przetransportujecie się właśnie wodnymi taksówkami.
4. Wypić wodę ze świeżego kokosa
Wraz z Dominikiem jesteśmy ogromnymi fanami wody kokosowej, więc długo nie trzeba było nas namawiać do skosztowania jak powinna ona naprawdę smakować - wypita wprost ze świeżo wydrążonego kokosa. To nie tylko fantastyczna forma nawodnienia i ugaszenia pragnienia, ale i doskonały sposób na tajlandzki upał. Cena świeżego kokosa waha się od 40 do 100 bahtów w zależności od miejsca, w którym chcecie go wypić. Gwarantuję Wam, że nic nie nawodni Was lepiej niż ten naturalny izotonik.
5. Zjeść mango sticky rice
To był chyba nasz główny punkt wycieczki, oddawaliśmy się tej czynności z ogromną przyjemnością, niemal na każdym kroku. Czytałam i słyszałam liczne zachwyty nad mango sticky rice nie mogąc zrozumieć, co AŻ TAK zachwycającego jest w ryżu podanym z mango i mleczkiem. Bo choć kocham jedno, drugie i trzecie, to nie mogłam pojąć co jest w tym tak niezwykłego. Zrozumiałam to jednak po pierwszym kęsie tego prostego deseru. Mango sticky rice to nic innego jak wygotowany w mleku kokosowym kleisty ryż, polany zredukowanym, słodkim mlekiem kokosowym podany z ultra świeżym mango i posypany nasionami soi. I gwarantuję Wam, że nic smaczniejszego w Tajlandii nie zjadłam. Ryż nie przypomina puddingu, jest troszkę jak taka ryżowa żujka, mleczko cudownie słodkie, a mango tak soczyste i pełne aromatu, że aż chce mi się płakać na samą myśl! Ambrozja! Cena deseru waha się od 50 do nawet 180 bahtów (cena na lotnisku). My swój najlepszy mango sticky rice zjedliśmy przy przystani przeprawowej do świątyni Wat Arun, w budzie tak straszącej, że nawet karaluchy bałyby się tam wejść 😂 ale deser tam podany był nie tylko pierwszym, który zjedliśmy, ale wyjątkowy, bo z lekką nutą jaśminu. Choć jedliśmy go nałogowo, to żaden kolejny nie powtórzył już tego niezapomnianego smaku tego spod Świątyni Świtu.
6. Zjeść duriana - najbardziej śmierdzący owoc świata
Nie można wybrać się do Azji i nie skusić się na choćby kawałeczek tego śmierdziela. Ten owoc śmierdzi tak intensywnie, że w wielu miejscach pojawiają się tabliczki informujące o zakazie wnoszenia go na dany teren. I choć ja miałam już okazję jeść wcześniej ciasteczka z duriana, które zupełnie mnie nie powaliły, to uznałam, że wypadałoby skosztować go w miejscu, gdzie jest uprawiany. Przyznam, że zapach jakoś bardzo mnie nie odrzucał, choć Dominikowi przypominał szambo 😂 ale po spróbowaniu nie stałam się także jego wielką fanką. Durian ma budyniowatą konsystencję i smakuje jak waniliowy, niezwykle słodki, pudding wymieszany z... zepsutą cebulą! Nawet posmak, który pozostawia zbliżony aromatem jest do cebuli. Jak więc się domyślacie, takie połączenie raczej nie podbiło mojego serca, ale na liście przeżyć odhaczone.
7. Wypić tajską herbatę
Po powrocie z Tajlandii wiem 2 rzeczy dotyczące tajskich kulinariów - Tajowie lubią jeść ostro i pić słodko. Na każdym kroku znajdziecie wybitne dania kuchni tajskiej, które są nie tylko piekielnie smaczne, ale i ostre. Tajowie wiedzą jednak, że poziom ostrości muszą dostosować do turystów, bo każdy normalny Europejczyk wyzionąłby ducha zjadając potrawy w oryginalnym stopniu ostrości. Natomiast na każdym kroku spotkacie także szejki i smoothie, które są dosładzane skondensowanym mlekiem, tak jak i tajska herbata, która podawana jest zarówno na ciepło jak i zimno. Możecie napić się wersji z lodem i cytryną lub mojej ulubionej czyli z lodem i mlekiem skondensowanym. Jest wyśmienita! Gdy nie popijałam kokosa to decydowałam się właśnie na herbatę, ale to dlatego, że jestem ogromną fanka bawarki. Cena herbaty waha się od 100 do 200 bahtów.
8. Napić się drinka w skybarze
Bangkok to wielomilionowa metropolia pełna kontrastów. Tuż obok siebie znajdziecie nowoczesne dzielnice z wysokimi ultranowoczesnymi budynkami, niskie kamieniczki Chinatown, biedne slumsy czy pięknie zdobione buddyjskie świątynie. Nowoczesne dzielnice handlowe pełne są wysokich na kilkaset metrów budynków, z których rozpościera się niesamowita panorama na całe miasto. Będąc w stolicy Tajlandii nie można odmówić sobie zatem wjechania na taki budynek i relaksowania się drinkiem spoglądając na świat z góry. My zdecydowaliśmy się wjechać (dwukrotnie!) na najwyższy budynek w Tajlandii, czyli King Power Mahanakhon, który ma aż 78 pięter i 214 metrów wysokości. Na jego szczycie oprócz baru, w którym napiliśmy się najdroższych drinków w naszym życiu (rachunek opiewał na bagatela 1040 bahtów), znajdziecie także platformę widokową i niezwykły przeszklony taras wysunięty poza budynek, który dostarcza naprawdę ekstremalnych przeżyć. Wieczorem na dachu gra DJ i roi się od turystów, dlatego po pierwszym wjeździe, gdy chcieliśmy obejrzeć zachód słońca, zdecydowaliśmy się na drugą wizytę w ciągu dnia, która dostarczyła nam równie wiele frajdy.
9. Zjeść na ulicy
Kraina Uśmiechów to wymarzone miejsce dla miłośników street foodu. Tajowie niemal na każdym kroku rozstawiają małe wózki, na których od ręki przygotowują wybitne potrawy! Od pad thaia, po roti, na spring rollsach kończąc. Znajdziecie i zjecie tam absolutnie wszystko. Nawet głowę aligatora, skorpiona czy larwy. A także świeże lody kokosowe, wieloowocowe szejki czy najświeższe i najbardziej dojrzałe sałatki owocowe, jakie kiedykolwiek ujrzycie. Tam po prostu cały czas się je, całymi rodzinami, na stolikach przy ruchliwych uliczkach Chinatown, przy buddyjskiej świątyni, na stacji benzynowej na rogu, na mini markecie na kampusie uczelnie medycznej. Wszędzie! Udało nam się spróbować niesamowitych rzeczy właśnie w miejscach, w których najmniej się tego spodziewaliśmy. Mieliśmy też okazję zajrzeć do miejsca nagrodzonego gwiazdką Michelin, których akurat w Bangkoku naprawdę nie brakuje. W tym celu warto odwiedzić Chinatown czy Little India, czyli główne dzielnice chińskie i hinduskie, gdzie aż roi się od straganików z lokalnym, i nie tylko, jedzeniem.
10. Zgubić się
A o to akurat nietrudno. To prawda, że Bangkok wciąga, przeżuwa i wypluwa człowieka, także miejscowego. To, że my się zgubiliśmy raczej nikogo dziwić nie powinno. Wyobraźcie sobie jednak, że zgubił się także i nasz taksówkach, który błądził dobre 30 minut zanim dowiózł nas do celu... To miasto to gęsto poprzeplatane uliczki pełne słupów energetycznych uginających się od ciężkich kabli. Ogromna przestrzeń i zabudowa, która sprawia, że człowiek czuje się naprawdę mały. Albo błądzisz w gąszczu wąskich uliczek albo obracasz się spoglądając w górę na najwyższe budynki, jakie w życiu zobaczysz. Bangkok nie ma jednego centrum, ma kilka "jąder", w których toczy się życie. Jest podzielony na prowincje i w niemal każdej znajduje się coś istotnego, a do tego 2 duże międzynarodowe lotniska. Fantastyczne miejsce, ale bez dostępu do mapy lub GPSa ani rusz!
I jak podoba Wam się lista? A może byliście już w Azji i coś byście do niej dodali? Dajcie znać!
Podsumowanie o naszej tajlandzkiej przygodzie przeczytasz także TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz